środa, 4 lipca 2012

święta trójca cudowna jak woda z Lichenia...


jestem tylko człowiekiem, w dodatku kobietą, więc tym bardziej jestem skazana na błędy. wg mnie to błędy młodości, ponieważ mam tylko 22 lata;)
 zdjęcie jest idealnym potwierdzeniem powyższej tezy. chociaż nie...nie mogę być taka krytyczna! zwłaszcza, że środkowy produkt-szampon, przez rok(!) był moim ulubieńcem. zrzucam to na niewiedzę i bycie totalną laiczką w sprawach kosmetologii. ślepo wierzyłam w wiele reklam wpuszczających nas w czarną otchłań rozpaczy i tęsknoty za utraconym pięknem ciała, twarzy i włosów...tak! taka jest prawda...przekonałam się na własnej skórze, że im droższy kosmetyk, im bardziej rozreklamowany, tym bardziej nafaszerowany takimi chemikaliami, że nie potrzeba było być w Czarnobylu, żeby świecić w ciemności.
ale do rzeczy:

  1. SPRAY do włosów John Frieda. powiem szczerze- przez długi okres czasu wierzyłam w zbawienną moc produktów tej firmy. oczywiście wraz z wiekiem przychodzi doświadczenie, wiedza. cena tych kosmetyków przekracza granice zdrowego rozsądku (ponad 30 zł), a skład nie ma nic do zaoferowania, poza skazaniem włosów na piekielne czeluści cierpień...spray ma powodować zwiększenie objętości (co przy moich lejących się włosach byłoby czymś zbawiennym). jednak co oferuje produkt? sklejone włosy, niczym po zastosowaniu mojego wroga nr 1- lakieru. włosy sa niemiłosiernie posklejane, obciążone, wykazują zero życia, a jedynym sposobem na reanimację moich biednych kłaków jest ponowne mycie. dobrze, że kupiłam ten KIT  podczas cen promocyjnych. zapłaciłam 20 zł, ale i tak jest to dla mnie ból serca. spray jest praktycznie cały, użyłam go może ze 3 razy, łudząc się nadzieją, że jakoś dam radę opanować jego "umiejętności" zwiększania objętości. ogólna ocena: 2/10 (2 punkty za to, że dozownik jest całkiem dobrze wymyślony i kiedy wymyślę sposób na zużycie tego paskudztwa, to opakowanie przyda mi się do innych, bardziej praktyczych celów)
  2. szapon L'oreal lumino contrast. nie powiem, że jest zły, ponieważ akurat ten produkt zapewnia efekty o których producent wspomniał na etykiecie. jest świetny, jeśli macie włosy blond (wypłucze wszystkie zabrudzenia, ładnie odświeża kolor), lub macie pasemka (naturalne, lub sztuczne-mniejsza o to)-ponieważ podkreśla, jak sama nazwa wskazuje, kontrasty między kolorami. jednak jego cena-38 zł-jest moim zdaniem zbyt wysoka, zwłaszcza, jesli spojrzymy na skład pełen świństw. nie mogę narzekać na konsystencję, pienienie, zapach- ale to oczywiście zasługa bardzo drażniących moją skórę związków. jest dobry do zastosowania raz na jakiś czas, ponieważ co wrażliwszym dziewczynom może spowodować poważne problemy skórne. ogólna ocena 6/10
  3. odżywka Gliss kur- na temat tego produktu nie zamierzam się zbytnio rozwijać. po pierwsze-nie lubię spray'ów (patrz punkt nr 1), a po drugie-ta odżywka to mistrz nad mistrzami i  namber łan w kategorii szajs stulecia. gwarancja obciążenia i przetłuszczenia. moje 20 zł poszło w p*zdu. nigdy więcej tego typu eksperymentów na moich biednych włosach. ogólna ocena: 1/10 ( za schludne opakowanie, ponieważ jestem wzrokowcem). a Wy? jakie macie kosmetyczne  KITY ?
załączam zdjęcie mojej dawnej, niedoskonałej kosmetyczki. jeśli macie jakieś pytania odnośnie produktów na zdjęciu, to piszcie!

1 komentarz: